Życzę Ci:
– UŚMIECHU, który ociepli każdą sytuację
– SPOKOJU, który pozwoli nabrać dystansu do tego co wokół
– ZDROWIA,które pomoże Ci spełnić marzenia
– RADOŚCI i SZCZĘŚCIA, które wypełni Twoje otoczenie
– BLISKOŚCI drugiego człowieka abyś czuł(a) się potrzebny(a)
– MIŁOŚCI bo dzięki niej będziesz umiał (a) zrobić wszystko
– PREZENTU, który Cię pozytywnie zaskoczy
Życzę Ci najpiękniejszych Świąt 🙂
do tych życzeń oczywiście przyłącza się mój mąż Adam i cała moja rodzina.
Poniżej zapraszam Was do przeczytania „Naszej” opowieści Wigilijnej. „Naszej” tzn. stworzonych podczas spotkania blogerów opolskich na które zostałam zaproszona. Chciałam bardzo podziękować Natalce z Blogu Czekolady za zaproszenie, pomysł i zaangażowanie oraz Wszystkim tam obecnym za atmosferę, uśmiech i wspaniały wieczór:)
Opowieść Wigilijna blogerów
Te Święta będą dla mnie wyjątkowe. Zawsze spędzam je w gronie rodziny. Dzięki blogowaniu, ona się powiększyła. Niesamowite jest to jak prosto można poznać fantastycznych ludzi, a spotkanie ich w rzeczywistości sprawia, że wierzę w magię świąt.
Magiczny jest także dzisiejszy wieczór. Urocza knajpka w centrum Opola, światło świec, domowe wypieki oraz grupa ludzi zebranych przy jednym stole. Rozmawiają o czymś i, na pierwszy rzut oka, mogłoby się wydawać, że bardzo dobrze się znają.
A tu klops. Bo jest i kuchenne lelum-polelum. Które nie było w stanie zwykłych ciastek, czy nawet pierożków (własnej roboty) przynieść ze sobą. I nie za bardzo te blogi kojarzy. I nie zna tych ludzi wokół. Ale wie jedno – wracam, piszę. Jak bardzo się myliłam, przychodząc przestraszona na spotkanie. Że to w sumie żadna magia świąt. Po prostu – opolscy blogerzy. Każdym uśmiechem, potrząśnięciem dłonią zachęcili, by sprawdzić swoich internetowych podopiecznych.
Jedni sprawdzali podopiecznych, inni myśleli o podopiecznych, czytaj – o odnóżkach i klonach. Czuję się jak wypuszczona z buszu – jak ja dawno nie rozmawiałam na normalne tematy. Melduję, że żadnych pierożków, ani ciasteczek nie przyniosłam, ale te, które tu są, smakują fantastycznie Bo nie są robione przeze mnie
Gdy już wszyscy zasiedliśmy do stołu, pomyślałam cytatem z filmu Lejdis: „Połowę z tych ludzi pierwszy raz na oczy widzę.” Nieważne, i tak jest fajnie. Zaczęliśmy rozmawiać i przez treść rozmowy popłynęły inspiracje i radość z naszej obecności. To Nasz Wieczór i prywatne święto każdego z nas. Nie planowałam przyjazdu do Opola, podobnie jak nie spodziewałam się, że powstanie Opolska Blogosfera. Jak widać, najlepsze przychodzi do nas tak po prostu, gdy jesteśmy najbardziej sobą. Każdy z blogerów jest jak najbardziej sobą – w końcu każdy pisze o tym, czym żyje.
Dobrze czasami zapomnieć o bożym świecie O praniu, prasowaniu i zmianie pieluchy. O kuchni, gotowaniu obiadów i szykowaniu dziecka do przedszkola na drugi dzień. Dobrze w jednym miejscu spotkać ludzi, którzy mają niby wspólną pasję, ale tak naprawdę inne zupełnie różne. Opole blogami stoi. Mam nadzieję, że za rok będzie nas tyle, że zabraknie w Opolu lokalu z wystarczającą ilością miejsc
Aspik Jasiek przyszedł na Wigilię blogerską z wypiekami na twarzy 😉 czekał z niecierpliwością na spotkanie z Kingą 😉 przyniósł własnoręcznie wykonaną choinkę piórkową 😉 nie bez znaczenia był też fakt, że miało być jedzonko 😉 degustacja była tak intensywna, że brzuszek się zapełnił 😉 Jasiek uwielbia kulinarne blogerki 😉 i już czeka na spotkanie w przyszłym roku 😉
No i miało być też moje ciasto. Pech chciał, że nie wyszło, przez głupotę i nieznajomość własnego piekarnika. I jak ja mogę się nazywać kulinarną blogerką? Nie znam przecież własnego sprzętu podstawowego! Dobra dobra, ja się dopiero rozwijam, mogę popełniać błędy, prawda? A teraz, przekazuję komputer naszej prawdziwej znawczyni, bo sama coś wenę straciłam, pokaż klasę pani instruktor!
Mało brakowało, a Pani Instruktor zabrakłoby na dzisiejszym spotkaniu. To byłby dopiero Koniec Świata!
I pomyśleć, że jeszcze dziś rano temperatura mojego ciała była tak wysoka, że można by jajko usmażyć na moim brzuchu. Byłam jak ten wigilijny śledź… Martwa, sflaczała… To, że nie miałam ochoty pójść do pracy jest naturalne. Ale żeby nie mieć ochoty na seks? To znaczy, że naprawdę było ze mną źle. Wzięłam tabletkę jedną. Wzięłam tabletkę drugą. I nic. Nic by nie pomogło, gdyby nie czekolada. Rozpuściłam kilka tabliczek. Dodałam szczyptę miłości i wyszły – piernikowe pralinki. A ja wyszłam z choroby. I doszłam do pewnego przytulnego lokalu. Jeśli prawie wszystkich ludzi łączy miłość do czekolady, to zdecydowanie wszystkich zebranych w tym lokalu łączyła miłość do blogowania. Co było czuć intensywnie, niczym aromat piernika. I co widać po tym, o jakże dobrze wypieczonym, wspólnym wpisie blogowym.
Czas płynie, wieczór pełen emocji wydaje się nie mieć końca, w domu czekają mężowie i kochankowie/kochanki – na próżno! Niech to trwa…
Pozdrawiam gorąco i jeszcze raz Wesołych:)
ps. przepraszam ale post powstał ponownie ponieważ wczoraj przez pomyłkę go usunęłam 🙁
(Wyświetlono 208 razy, 1 wyświetleń dzisiaj)